poniedziałek, 30 maja 2011

Majowy poranek...

O poranku ogród wydaje się być magiczny...
Słońce delikatnie wyzłaca aksamitne kontury i kształty,
kolory wokół są żywe i głębokie...

Dziś wstaliśmy wszyscy bardzo wcześnie,
 bo Mąż pojechał skoro świt do miasta
po niespodziankę dla dziewczynek na 1 czerwca.
Ojj...będzie skakanie.. z radości :)

Od samego ranka było tak ciepło,
 że Młodsza Córcia już po 7.00 siedziała w piaskownicy :)
Świeżo nawieziony, mięciutki piasek zapraszał do zabawy :)

A ja w tym czasie zrobiłam poranne obejście z aparatem w ręku - bo tak było pięknie...
















A moja kwiatowa panienka obrywa i obrywa :)



O tej porze roku ogród kwitnie i zieleni się ciesząc oczy, 
radując serce i zachecając do odpoczynku :)

Kocham te moje kwiatki :)











poniedziałek, 23 maja 2011

a po burzy ...

...zawsze wychodzi słońce ! :)
Szczególnie po tej majowej :)

Ogród skąpany w porannych promieniach słońca
 wydaje się być z wczorajszej aury bardzo zadowolony :)

Krople deszczu wciąż oblepiają źdźbła trawy,
przez co wydaje się jakby skrzyć i błyszczeć :)


i jakby jeszcze bardziej zielona się zrobiła :)


Zroszone majowym deszczem pąki pękną lada chwila..
 Tu fioletowe kosaćce - bardzo je lubię ! 
Cudnie wyglądają nad wodą...ocenimy mam nadzieję w przyszłym roku :)


i pachnące cynamonem goździki - też moje ulubione :)


Powojnik już nie wytrzymał :)


i orlików coraz to więcej się pojawia ...


A sasankowe pióropusze zdobią rabatę nawet po przekwitnięciu :)


I jeszcze akacja - nie mogę się na nią napatrzeć !


Jest cała w tym pięknych białych wiechach,
 które delikatnie poruszają się na wietrze,
 roztaczając wokół cudowną woń !

Za kilka lat jej gałęzie dosięgną pokoiku dziewczynek
 i przez uchylone okno będzie można rozkoszować się tym majowym zapachem...

Sadząc ją w tym właśnie miejscu 
miałam w głowie facjatkę Ani z Zielonego Wzgórza - ona też miała pod oknem
 takie swoje kwitnące drzewo :)

I tak pięknie zaczął nam się następny majowy tydzień,
zbliżając ten romantyczny miesiąc ku końcowi.

Różne oblicza ukazał nam maj w tym roku,
owiał mrozem, sypnął śniegiem
 a potem jakby w przeprosinach przyniósł duużą dawkę słońca !

To miesiąc szczególny dla mnie,
 bo 12 lat temu w pierwszych dniach maja
 poznałam Mojego Męża i zakochałam się w nim bez pamięci..
.i tak mi zostało do dziś :)

I jak na majową parę przystało rozpętujemy czasem burze,
takie, które nadciągają ciemnymi chmurami, z grzmotami i piorunami...
takie, po których zawsze wychodzi słońce :)

Bo trzeba wiedzieć co w życiu jest najważniejsze..
a najważniejsza jest MIŁOŚĆ :)

Miłego, słonecznego tygodnia Wam życzę !


niedziela, 22 maja 2011

Niedziela z Barbarą...

Niedziela zaczęła się jak zwykle u nas od nastawienia rosołu :)
Czy u Was też zawsze w niedzielę jest rosół?
W moim rodzinnym domu był często, choć nie tak obowiązkowo,
ale już u Babci niedzielny rosół to prawie świętość :)

Mój Mąż nigdy za rosołem nie przepadał, toteż nie gotowałam...
ale ostatnio coś mu się odwidziało..albo raczej przywidziało
 i rosół na niedzielnym stole być musi! :)
Z czego ja bardzo się cieszę :)
Lubię jak w domu roznosi się zapach dochodzącego "R" 
- jak mawiała moja kuzynka na tę swoją ulubioną potrawę :)
I przypalana cebulka w nim musi być i lubczyk od Babci,
 jeśli akurat pamiętam, żeby przywieźć :)

Więc najpierw "R" a potem zabrałam się za pieczenie ciasta.
Wybór był prosty  - przecież sezon na rabarbar trwa :)
Postawiłam więc na ten przepis:


Najpierw szybko przygotowałam waniliowy budyń.
Żeby było bardziej kolorowo dodałam do niego ciupeńkę różowego barwnika
 - tak w odniesieniu do wybarwienia rabarbaru...
(ależ tu dzisiaj pełno "R" :) )

A potem poszłyśmy z dziewczynami po rabarbar do babcinego ogrodu
(nasz jest jeszcze młodziutki - nie było co zrywać :) )


ale babciny rabarbar to prawdziwy okaz!


Młodsze Me Dziewczę było rabarbarem mocno zaciekawione :)


Starsza narzekała, że ciężko się dźwiga :)


ale potem dzielnie pomagała w krojeniu :)


... i po niecałych dwóch godzinach ciasto było gotowe :)


Nazwałyśmy je Barbarą...budyniową :)
Ponieważ akurat eksperymentowałam z białą czekoladą
 to Barbara dostała taką właśnie dekorację :) 

A przed chwilą mieliśmy okazję przeżyć pierwszą w tym roku majową burzę !
Taką prawdziwą, szalejącą wiatrem i ciskającą piorunami :)
Ale było!


sobota, 21 maja 2011

Na tarasie...

Taras to miejsce, gdzie spędzamy mnóstwo czasu w ciepłe wiosenne i letnie dni.
Uwielbiam zapach nagrzanego słońcem drewna!

Lubię kiedy taras tonie w kwiatach - dlatego wokół niego mamy kwitnące rabatki
a na tarasie donice i skrzynki.
To idealne miejsce na relaks..
można zatonąć w otaczającej nas zieleni i nacieszyć oczy barwami kwiatów..







i na koniec rosnąca przy tarasie akacja - pierwszy raz nam zakwitła :)


Słonecznego weekendu dla wszystkich!

czwartek, 19 maja 2011

Czas dla Nas...

Od kilku lat (z kilkumiesięcznymi przerwami) jestem w domu z dziećmi.
Pracuję przez prawie cały ten czas...ale w domu...z dziećmi.
Przeważnie z jednym, czasem z dwoma..
Często nie jest to łatwe, do tego dochodzi przecież prowadzenie domu..
Czasem miewam związane z tym spadki nastroju, doły, frustracje..
Nie można zaplanować sobie pracy a potem ją wykonać.
Nie da się.
Bo w międzyczasie, kiedy zdaje Ci się, że już wszystko przygotowałaś, 
już zaspokoiłaś dziecięce potrzeby, już możesz mieć chwilę spokoju, 
nagle Twoje dziecko zaczyna domagać się tego i tamtego:
 ciągnie za rękaw:
- oć! Oć !
gramoli Ci się na kolana:
- buju! buju!
biegnie ze znalezioną właśnie zabawką
- pać! pać!
A gdy tylko na chwilę zostawisz je w spokoju, i nastanie upragniona błoga cisza,
możesz być pewna, że sajgon jaki za chwilę ukaże się Twoim oczom nie był tego wart...
...bo sprzątanie go zajmie Ci dwa razy więcej czasu :)
I weź tu człowieku pracuj w takich warunkach!
Nerwicy można się nabawić - to pewne...

Ostatnio jednak wyluzowałam nieco ... zdałam sobie sprawę,
 że niedługo ten beztroski wspólny czas dobiegnie końca.. płynie przecież tak szybko!
Ja szukam pracy, wyjściowej ... a na horyzoncie już majaczy wrzesień 
- czas kiedy Moja Młodsza Córcia zasili szeregi żłobkowiczów :)

Nie wiem jak będzie - czas pokaże...

W związku z tym staram się cieszyć każdą chwilą spędzoną razem,
chłonąć ten dziecięcy czas, leniwe poranki,
"wciąganie żółtka" po południowej drzemce
( kocham te chwile zaraz po przebudzeniu, 
kiedy mokre po spaniu włoski skręcają się na karku w urocze loczki, 
malinkowe usteczka jeszcze ostatni raz przeciągle ziewają,
a małe ciepłe rączki oplatają moją szyję - i ten słodki dziecięcy zapach!)
 wspólne turlanie się po trawie, radosne bujanie w hamaku...

Wiosenna (a wlaściwie letnia) aura bardzo temu sprzyja :)
Jeśli uda mi się znaleźć pracę (no kurczę - musi sie przeciez udać!) 
to będzie ostatni taki beztroski wiosenno-letni sezon długiego dnia :)

A póki co cieszymy się tym czasem dla nas !
Oczywiście na ogrodzie :)
Na zielonej, miękkiej trawce, na ciepłych tarasowych dechach,
wśród śpiewu ptaków i kwitnących kwiatów :)





Niecierpliwie czekałam na żółte irysy - raczyły zakwitnąć w liczbie uwaga :
- sztuk jeden!
Ale i tak przysporzył mi wiele radości :)




Orliki pierwszy sezon u nas goszczą - nieśmiało więc rozchylają swoje płatki :)




Małe rączki bardzo lubią zrywać kwiatki :)

...kocha...nie kocha.. :)


Azaliowa rabata w końcu rozkwitła!


a na niej same piękności :)






Duża skarpa też radzi sobie kwitnąco :)







I mój najpiękniejszy kwiatek :)


Drugi zaraz wróci z przedszkola :)

ooo i koniec spokoju ... bo w takiej małej rączce zaskakująco dużo siły jest !

Szczególnie jak ściska rękę maminą i woła:

- Oć ! Ooooć!!

No to idę :)