niedziela, 21 grudnia 2014

✩ W grudniu po południu...✩

Bo wtedy można poczuć świąteczny nastrój ;)

Przed południem pogoda iście wiosenna, 
tylko bocianów brak ;)

Grudzień w tym roku mega intensywny, głównie za sprawą dzieci.
Bale, jasełka, turnieje taneczne, konkursy, występy
 a do wszystkiego trzeba się przygotować łącznie ze strojem - ufff...
 dobrze, że już mamy to za sobą - dziś był ostatni pokaz.

Ogólnie to jesteśmy nieźle wyrobieni - sprawdza się więc zasada
 - im więcej masz na głowie,
 tym lepiej się organizujesz.

Chata więc wysprzątana (noo z małą pomocą z zewnątrz),
choinka ubrana, pierniczki i ciasteczka porobione,
 prezenty dawno obmyślone, zakupione, popakowane, 
zakupy zrobione, mak się moczy... ;)

Czekamy na Święta :)








W tym roku zamyśliłam sobie 
choinkę i dekoracje na wesoło i kolorowo.

Porobiłyśmy z dziewczynkami ozdoby z papieru, 
wyciągnęłyśmy wszystkie stare bombki..



po czym Julka stwierdziła, że woli biało-czerwoną...ot estetka mi wyrosła ;)





Obiecałam jej więc własną małą choinkę w pokoju,
 która ostatecznie została przystrojona w samą biel i wygląda cudnie :)

Bez przebojów się oczywiście nie obyło ;)

Choineczka miała zostać wykopana z ogródka,
mąż w stanie grypowym (ale jak mówi praca jest najlepsza na wszystko)
wszedł z łopatą między krzaki
 i na migi mi pokazuje - którą mam wykopać?
Ja z górnej łazienki, myjąc zęby i rozmawiając przez telefon
 pokazuję mu przez okno - którą 
(z góry wydawała się mała).

Wykopał (a naszarpał się nieźle), wsadził do donicy, ziemię ubił,
 po czym zataszczył na piętro do domu...

W pokoju dziewczyn okazało się, że jest prawie tak duża jak ta z salonu...

Więc nie myśląc za długo zniósł ją z powrotem, 
wkopał na miejsce a następnie powtórzył czynności z mniejszą ;)

Na koniec Julka się obraziła (na szczęście na krótko), że za mała !

Ale koniec końców wszyscy zadowoleni ;)








A tu moje tancerki - Wiki dopiero zaczyna, więc jest mocno przejęta ;)


Julia ma za sobą pierwszy turniej i pierwsze złoto:


i tańczy po prostu non-stoooop :)


Zostały 2 dni do Wigilii i właśnie robię listę rzeczy do zrobienia na ostatnią chwilę.

Miłego oczekiwania i Wesołych Świąt!!!




niedziela, 16 listopada 2014

Jak przeżyć listopad ;)

Jak co roku dostaję kolców w listopadzie ;)

Najchętniej zakopałabym się w ciepłe koce
 i wychyliła nos dopiero w grudniu ;)

Tegoroczna jesień jest jednak dla nas wyjątkowo łaskawa,
temperatury są naprawdę przyjemne,
 krajobraz wokół jeszcze w jesiennych kolorach
 i dzięki temu jakoś łatwiej się ją znosi.

A za pasem grudzień także luuuzik ;)

Strasznie dużo tych codziennych zajęć,
 ubolewam wciąż nad brakiem czasu na wszystko.
I dziękuję za weekendy :)
 Wtedy jest więcej czasu na pokręcenie się po domu, popalenie w kominku,
 poczytanie książki, poleżenie z dziećmi na kanapie, potarmoszenie kotów ;)

Z kotami to się mamy....ale jakoś zaczynamy wychodzić na prostą ;)











A żeby oderwać się trochę od szarej codzienności, 
wybraliśmy się z przyjaciółmi nad morze - piękne o każdej porze roku!











Nie wiem czy pisałam, ale od kwietnia noszę aparat ortodontyczny.
Mam zadrutowane dolne i górne zęby,
 żadne tam ładne kolorowe gumki, tylko sam metal - nie ma co pokazywać ;)
Teraz trwa 8-my miesiąc aparatowania i szczerze mówiąc 
już się do tego tak przyzwyczaiłam, że w ogóle go nie czuję.
 Ale z komfortem niewiele ma to wspólnego.
 Dlatego już się nie mogę doczekać, kiedy mi go zdejmą
 i w końcu będę mogła uśmiechać się do zdjęć ;)))






sobota, 11 października 2014

Zmienne jesieni nastroje...

Rok temu o tej porze klony przed naszym domem były już całe złote,
a pod nogami szeleścił złoty dywan liści..

Póki co wciąż otacza nas więcej zieleni niż jesiennych ciepłych kolorów,
ale krajobraz wokół zmienia się bardzo szybko....


Wrzesień był ciepły i słoneczny, choć z wielu powodów trudny...

Codzienność wypełniona po brzegi 
 wyssała ze mnie wszystkie siły.

Wściekam się, bo nie mam czasu na nic poza obowiązkami,
nawet domowe obiady stały się mglistym wspomnieniem...

Od kilku dni utrzymuje się smętna i dżdżysta pogoda,
 na szczęście jest wciąż ciepło!






Koniec września przyniósł mojej rodzinie trudny czas bólu, smutku
 i poczucia okrutnej niesprawiedliwości
 z powodu nagłego odejścia bliskiej osoby.

Osoby, która na zawsze pozostanie w naszej pamięci
 żywiołową, uśmiechniętą, gestykulującą
 i otoczoną mnóstwem kwiatów.

Taką ją widziałam ostatni raz kilka tygodni temu,
uśmiechniętą o słonecznym poranku..

Nie było codziennych spotkań, zażyłych kontaktów, 
 ale to poczucie rodzinnej więzi, mimo dzielących kilometrów.

Odeszła zbyt szybko, miała przed sobą kawał życia i tyle planów..

I nigdy już nie zobaczy tych widoków, którymi niezmiennie się zachwycała..






To niewyobrażalne jak dziwne jest życie,
 jak dziwne poczucie, że świat nie zwalnia nawet na chwilę,
 cokolwiek by się nie działo...


I my w tym pędzącym pociągu chcąc nie chcąc,
nawet w obliczu takiej tragedii,
chwilę po wylaniu morza łez,
zajmujemy się rzeczami małej wagi,
 zwykłymi codziennymi drobnostkami...



I kiedy moje myśli wciąż kłębiły się wokół rodzinnej tragedii,
 spadła na mnie ta wieść o Ani Przybylskiej...
a z nią niewyobrażalny strach o nas, o siebie, o dzieci, 
że każdego może to spotkać...




Kilka dobrych dni mi zajęło jako-takie otrząśnięcie się 
z tego ponurego nastroju..


A tymczasem dni mijają, 
dzieci rosną, 
koty rosną ... 

Codziennie mam miliony powodów do uśmiechu - muszę o tym pamiętać!















Miłej jesieni!