czwartek, 19 maja 2011

Czas dla Nas...

Od kilku lat (z kilkumiesięcznymi przerwami) jestem w domu z dziećmi.
Pracuję przez prawie cały ten czas...ale w domu...z dziećmi.
Przeważnie z jednym, czasem z dwoma..
Często nie jest to łatwe, do tego dochodzi przecież prowadzenie domu..
Czasem miewam związane z tym spadki nastroju, doły, frustracje..
Nie można zaplanować sobie pracy a potem ją wykonać.
Nie da się.
Bo w międzyczasie, kiedy zdaje Ci się, że już wszystko przygotowałaś, 
już zaspokoiłaś dziecięce potrzeby, już możesz mieć chwilę spokoju, 
nagle Twoje dziecko zaczyna domagać się tego i tamtego:
 ciągnie za rękaw:
- oć! Oć !
gramoli Ci się na kolana:
- buju! buju!
biegnie ze znalezioną właśnie zabawką
- pać! pać!
A gdy tylko na chwilę zostawisz je w spokoju, i nastanie upragniona błoga cisza,
możesz być pewna, że sajgon jaki za chwilę ukaże się Twoim oczom nie był tego wart...
...bo sprzątanie go zajmie Ci dwa razy więcej czasu :)
I weź tu człowieku pracuj w takich warunkach!
Nerwicy można się nabawić - to pewne...

Ostatnio jednak wyluzowałam nieco ... zdałam sobie sprawę,
 że niedługo ten beztroski wspólny czas dobiegnie końca.. płynie przecież tak szybko!
Ja szukam pracy, wyjściowej ... a na horyzoncie już majaczy wrzesień 
- czas kiedy Moja Młodsza Córcia zasili szeregi żłobkowiczów :)

Nie wiem jak będzie - czas pokaże...

W związku z tym staram się cieszyć każdą chwilą spędzoną razem,
chłonąć ten dziecięcy czas, leniwe poranki,
"wciąganie żółtka" po południowej drzemce
( kocham te chwile zaraz po przebudzeniu, 
kiedy mokre po spaniu włoski skręcają się na karku w urocze loczki, 
malinkowe usteczka jeszcze ostatni raz przeciągle ziewają,
a małe ciepłe rączki oplatają moją szyję - i ten słodki dziecięcy zapach!)
 wspólne turlanie się po trawie, radosne bujanie w hamaku...

Wiosenna (a wlaściwie letnia) aura bardzo temu sprzyja :)
Jeśli uda mi się znaleźć pracę (no kurczę - musi sie przeciez udać!) 
to będzie ostatni taki beztroski wiosenno-letni sezon długiego dnia :)

A póki co cieszymy się tym czasem dla nas !
Oczywiście na ogrodzie :)
Na zielonej, miękkiej trawce, na ciepłych tarasowych dechach,
wśród śpiewu ptaków i kwitnących kwiatów :)





Niecierpliwie czekałam na żółte irysy - raczyły zakwitnąć w liczbie uwaga :
- sztuk jeden!
Ale i tak przysporzył mi wiele radości :)




Orliki pierwszy sezon u nas goszczą - nieśmiało więc rozchylają swoje płatki :)




Małe rączki bardzo lubią zrywać kwiatki :)

...kocha...nie kocha.. :)


Azaliowa rabata w końcu rozkwitła!


a na niej same piękności :)






Duża skarpa też radzi sobie kwitnąco :)







I mój najpiękniejszy kwiatek :)


Drugi zaraz wróci z przedszkola :)

ooo i koniec spokoju ... bo w takiej małej rączce zaskakująco dużo siły jest !

Szczególnie jak ściska rękę maminą i woła:

- Oć ! Ooooć!!

No to idę :)

















6 komentarzy:

  1. Oj jak pięknie oczu nie można oderwać od tak pięknych kwiatów nie wspomnę o córci jest wspaniała śliczna pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. przepiękny ogród!! i jego największa ozdoba - córeczka oczywiście :)) pozdrowienia :))

    OdpowiedzUsuń
  3. molcia, bossanova - dziękuję Wam ! Ogród pięknieje i rozrasta się z roku na rok - oczyma wyobraźni widzę go za kilka lat :)
    A córcia wiadomo...po tatusiu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ślicznie u Ciebie ... ciesz się tymi chwilami bo dzieci tak szybko rosną ...
    A córcie ( obydwie ) śliczne są po tatusiu pewnie tak - ale na pewno dużą zasługę ma też mamusia hihi....
    Świetnie wyglądasz :-)i ten uśmiech w Twoich oczach - tak trzymaj...
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  5. zazdroszczę tego turlania sie po własnej trawie...
    Tak tu sielsko anielsko:-)

    OdpowiedzUsuń