Od kilku lat (z kilkumiesięcznymi przerwami) jestem w domu z dziećmi.
Pracuję przez prawie cały ten czas...ale w domu...z dziećmi.
Przeważnie z jednym, czasem z dwoma..
Często nie jest to łatwe, do tego dochodzi przecież prowadzenie domu..
Czasem miewam związane z tym spadki nastroju, doły, frustracje..
Nie można zaplanować sobie pracy a potem ją wykonać.
Nie da się.
Bo w międzyczasie, kiedy zdaje Ci się, że już wszystko przygotowałaś,
już zaspokoiłaś dziecięce potrzeby, już możesz mieć chwilę spokoju,
nagle Twoje dziecko zaczyna domagać się tego i tamtego:
ciągnie za rękaw:
- oć! Oć !
gramoli Ci się na kolana:
- buju! buju!
biegnie ze znalezioną właśnie zabawką
- pać! pać!
A gdy tylko na chwilę zostawisz je w spokoju, i nastanie upragniona błoga cisza,
możesz być pewna, że sajgon jaki za chwilę ukaże się Twoim oczom nie był tego wart...
...bo sprzątanie go zajmie Ci dwa razy więcej czasu :)
I weź tu człowieku pracuj w takich warunkach!
Nerwicy można się nabawić - to pewne...
Ostatnio jednak wyluzowałam nieco ... zdałam sobie sprawę,
że niedługo ten beztroski wspólny czas dobiegnie końca.. płynie przecież tak szybko!
Ja szukam pracy, wyjściowej ... a na horyzoncie już majaczy wrzesień
- czas kiedy Moja Młodsza Córcia zasili szeregi żłobkowiczów :)
Nie wiem jak będzie - czas pokaże...
W związku z tym staram się cieszyć każdą chwilą spędzoną razem,
chłonąć ten dziecięcy czas, leniwe poranki,
"wciąganie żółtka" po południowej drzemce
( kocham te chwile zaraz po przebudzeniu,
kiedy mokre po spaniu włoski skręcają się na karku w urocze loczki,
malinkowe usteczka jeszcze ostatni raz przeciągle ziewają,
a małe ciepłe rączki oplatają moją szyję - i ten słodki dziecięcy zapach!)
"wciąganie żółtka" po południowej drzemce
( kocham te chwile zaraz po przebudzeniu,
kiedy mokre po spaniu włoski skręcają się na karku w urocze loczki,
malinkowe usteczka jeszcze ostatni raz przeciągle ziewają,
a małe ciepłe rączki oplatają moją szyję - i ten słodki dziecięcy zapach!)
wspólne turlanie się po trawie, radosne bujanie w hamaku...
Wiosenna (a wlaściwie letnia) aura bardzo temu sprzyja :)
Jeśli uda mi się znaleźć pracę (no kurczę - musi sie przeciez udać!)
to będzie ostatni taki beztroski wiosenno-letni sezon długiego dnia :)
A póki co cieszymy się tym czasem dla nas !
Oczywiście na ogrodzie :)
Na zielonej, miękkiej trawce, na ciepłych tarasowych dechach,
wśród śpiewu ptaków i kwitnących kwiatów :)
Niecierpliwie czekałam na żółte irysy - raczyły zakwitnąć w liczbie uwaga :
- sztuk jeden!
Ale i tak przysporzył mi wiele radości :)
Orliki pierwszy sezon u nas goszczą - nieśmiało więc rozchylają swoje płatki :)
Małe rączki bardzo lubią zrywać kwiatki :)
...kocha...nie kocha.. :)
Azaliowa rabata w końcu rozkwitła!
a na niej same piękności :)
Duża skarpa też radzi sobie kwitnąco :)
I mój najpiękniejszy kwiatek :)
Drugi zaraz wróci z przedszkola :)
ooo i koniec spokoju ... bo w takiej małej rączce zaskakująco dużo siły jest !
Szczególnie jak ściska rękę maminą i woła:
- Oć ! Ooooć!!
No to idę :)
Oj jak pięknie oczu nie można oderwać od tak pięknych kwiatów nie wspomnę o córci jest wspaniała śliczna pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńprzepiękny ogród!! i jego największa ozdoba - córeczka oczywiście :)) pozdrowienia :))
OdpowiedzUsuńmolcia, bossanova - dziękuję Wam ! Ogród pięknieje i rozrasta się z roku na rok - oczyma wyobraźni widzę go za kilka lat :)
OdpowiedzUsuńA córcia wiadomo...po tatusiu ;)
Ślicznie u Ciebie ... ciesz się tymi chwilami bo dzieci tak szybko rosną ...
OdpowiedzUsuńA córcie ( obydwie ) śliczne są po tatusiu pewnie tak - ale na pewno dużą zasługę ma też mamusia hihi....
Świetnie wyglądasz :-)i ten uśmiech w Twoich oczach - tak trzymaj...
pozdrawiam cieplutko
Dzięki skimm ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tego turlania sie po własnej trawie...
OdpowiedzUsuńTak tu sielsko anielsko:-)