niedziela, 21 października 2012

Cynamonowy październik :)

Jak minął Wam weekend?
U nas przepięknie - ciepło i słonecznie!
Przydały się ciemne okulary i nawet krótkie rękawki :)
A tymczasem listopad za pasem!
O - rymło się ;)
Jakoś tak nam szybko w tej słonecznej aurze weekend minął, 
że oprócz podlania doniczkowych i oczyszczenia cebul mieczyków
 nie zrobiłam na ogrodzie nic pożytecznego!

A tu ochłodzenie mocne zapowiadają z końcem tygodnia
 a moje oleandry i pelargonie stoją sobie w najlepsze w ogrodzie :)

Wbrew letniej prawie aurze ostatnich dni,
rozglądamy się za ciepłymi kurtkami, butami, czapkami i rękawiczkami, 
bo ze sklepowych półek, zza sztucznych chryzantem i zniczy, 
wyglądają już mikołaje ;)))

Dzięki naładowanym słońcem bateriom
wytrzymamy chyba do tych świąt w dobrym nastroju? 

Chociaż nie powiem, są takie dni, 
kiedy najchetniej wyszłabym z siebie i stanęła obok ;)
Zaczynają się zazwyczaj słowami Pelci

"Ja nie wstajem! Nie idziem do psedskola! Nie chcę buziaka! Nieeeeee!"

Potem do zbuntowanego chóru dołącza Jula, 
jeśli w końcu uda nam się ją wybudzić z niedźwiedziego snu ;)

" O nie, tej bluzki, nie ubiorę, te rajstopy mnie cisną, 
Mamo - mówiłam Ci, ze ta spódnica ma plamę!"

I tak dalej i tak dalej, pytlują jedna przez drugą całą drogę do miasta 
a nam od rana głowa rośnie ;)

Weekendy to czas odsapnięcia
 bo często dziewuchy albo u jednej Babci śpią, albo u drugiej
a my możemy się trochę rozerwać i odpocząć :)
Tym razem udało się nam nawet wyskoczyć do kina,
 korzystając z wolnej nocy :) 

A najbardziej relaksują mnie ogrodowe widoki!

Marcinki przed domem w pełni rozkwitu  - strasznie je lubię!





Cały ten bukiet aż mruczy - tyle w nich uwijających się pszczółek :)

Migdałek stracił już wszystkie liście!


A trawnik usłany jest liśćmi leszczyn i akacji - w tygodniu czeka nas grabienie!


Dzieciaki się wyhasały na świeżym powietrzu, aż miło :)




Hortensje - zachwycają mnie w każdej fazie swojego istnienia !











Mieczyki wietrzyły się na tarasie cały tydzień,
wczoraj wyłamałam i oczyściłam cebule,
 które teraz wsadzę w skrzynkę z trocinami i umieszczę w piwnicy na zimę.











Oleander największy ma jeszcze tyyyle pąków,
serce będzie mnie bolało, bo muszę go przed zimowaniem skrócić radykalnie.
O - macham do Was :)


Ten, którego wzięłam do domu też ma się dobrze
 i rozwija piękne pełne różowo-białe kwiaty :)






Chyba poeksperymentuję i zostawię go na zimę w domu :)

Dni mijają tak szybko, nieubłaganie przybliżając nas do zimy - brrr...
Podobno już czas zagniatać ciasto na świąteczny piernik!

Ja ostatnio polubiłam się z drożdżowym :)
A w zasadzie mój robot się polubił,
bo to on odwala całą brudną robotę!


a ja wkraczam do akcji, 
gdy ciasto jest już wyrobione i wyrośnięte - sama przyjemność ;)


Tato przewiózł ze Szwecji cudownie pachnącą wanilię :)



Cynamonka?


Przepis znajdziecie u Doroty:


Miłego tygodnia!




















niedziela, 14 października 2012

Trochę czasu poproszę!

Ciemność coraz szybciej zapada nam nad głowami
 a ja mam wrażenie, że czas przyspiesza!

Tygodnie mijają tak szybko - jedyne w tym pocieszenie,
 że ani się człowiek obejrzy a już piątek ;)

Lubię tę porę roku za ciepło kominka, 
blask świec i zapach cynamonowego ciasta :)
Za ciepłe szaty, w które otula się ogród,
żeby tylko te dni były trochę dłuższe...


Połowa października już prawie za nami, 
temperatury w dzień wcale nie najgorsze,
ale ranki bywają zimne, że aż!
W jeden dzień mieliśmy nawet mroźne kwiaty 
wymalowane na łazienkowym oknie ;)

Dziewczynkom podaję probiotyki i sok z czarnego bzu 
i jakoś odpukać  i przez lewe ramię trzy razy splunąć!



Na tarasie rośnie i maleje zapas drewna do kominka ;)
Są dni, kiedy po przyjeździe z miasta i zjedzeniu objadu,
do wieczora nie robimy nic oprócz kotłaszenia się z dziewczynkami
po kocach i zakopiańskim futrze przed kominkiem :)


Dobrze, że są weekendy :)
Dziś popracowałam trochę w ogrodzie,
wsadziłam czekające w kolejce wrzosy,
 zrobiłam interwencyjne opryski
i zaczęłam podsypywać roślinkom jesiennego nawozu,
który ma za zadanie lepiej przygotować je na nadejście zimy.

A dzieci w tym czasie poszły na spacer z Dziadkiem Markiem :)










Piszę tego posta a na kanapie ze mną siedzą dzieci, 
które już wróciły ze spaceru.
Co chwila wybucham śmiechem
 przysłuchując się ich rozmowom, kłótniom i godzeniom - zwariować można ;)

Wiki ruszyła na Borysa z bojowymi zamiarami,
bo rozpiął jej pasy w lalczynym nosidełku, 
które ona przed chwilą zapięła.
Musiałam pohamować jej zamiary bo skończyłoby się na rękoczynach.

Zatrzymałam ją i mówię:
- Oj Wiki, Ty to jesteś Franka!

Borys podłapał ochoczo:
- Tak, ona jest Franka!

Na co Julka w obronie siostry:
- Nie jest wcale Franka!

Borys:
- Jest!

Julka:
- Nie jest!

I tak w kółko!

Na co Wiki mądrym tonem:
- Dzieci, nie kłóćmy się. Jestem Franka i koniec ! 
:)


Miłego tygodnia dla Was!