niedziela, 25 września 2011

Piękna, słoneczna jesień i przyjęcie urodzinowe Wiki :)

Pięknie się z nami w tym roku Pani Jesień przywitała :)







Niech ta słoneczna pogoda trwa jak najdłużej,
 bo ja ze strachem w oczach słucham przepowiedni zimowych...
podobno kiedy akacje i jarzębiny kwitną obficie, 
zima będzie wyjątkowo sroga...brrr!

Póki co cieszmy się piękną pogodą bo za jej sprawą i w naszych sercach weselej i raźniej :)

Wczoraj urządziliśmy Wiktorynce urodzinowe przyjęcie.
Jak widać kolorystyka pink/orange zagościła też w naszym domu :)


































Tak swoją drogą...pełen podziw i szacun dla ludzi, którzy mają czworo dzieci ;)


A na to zdjęcie jak patrzę to za każdym razem wybucham śmiechem :)


Miłej niedzieli !

niedziela, 18 września 2011

Róż i pomarańcz czyli dynia w roli głównej :)

Kobieta zmienną jest :)
W zasadzie nigdy szczególnie nie przepadałam za kolorem pomarańczowym.
A już dekoracje w tym kolorze?
Fajne, ale nie u mnie :)
Nawet jeśli chodzi o jesienne aranżacje,
 gdzie pomarańcze często grają główną rolę,
ja uparcie szukałam białych dyń, różowych kwiatów i liści :)
Różowości zostały mi do dziś, 
ale ich połączenie z pomarańczem to dla mnie nowość 
- która baardzo w tym sezonie do mnie przemawia :)
Więc wybrałam się dziś z moimi dziewuszkami na dyniowy festyn
i dzięki dyniom otoczenie mojego domu tej jesieni
 jest właśnie w  kolorach pink+orange :)

Mnie się podoba - a Wam?





Ciężko było dotaszczyć te wszystkie dynie do samochodu, szczególnie, że stał dość daleko a ja wybrałam się bez silnego męskiego ramienia ;)

Ludzie też dziwnie patrzyli na nasz majdan :)


 A to jeszcze nie wszystko bo kolejne siatki trzymałam w drętwiejących palcach :)

Ale trud się opłacał bo teraz urocze energetyczne dyniaczki cieszą moje oczy w ogrodzie i w domu :)


Na festynie byłyśmy krótko - w zasadzie tylko po dynie,
a szkoda bo otoczenie było piękne...


No ale przynajmniej zdążyłyśmy przed deszczem :)

W przyszłą sobotę robimy urodzinowe przyjęcie Młodszej Królewny
(muszę pomyśleć nad tortem!)  - 
aż trudno uwierzyć, że to już dwa lata jak jest z nami :)





czwartek, 15 września 2011

Jesienią, jesienią, sady się rumienią...

...czerwone jabłuszka pomiędzy zielenią...

Taka piosnka chodzi dzisiaj za mną,
bo  popołudnie spędziliśmy na zbieraniu jabłek :)
Mamy w ogrodzie dwie stareńkie jabłonki
i mimo, że nie pielęgnujemy ich szczególnie,
co roku obdarzają nas pysznymi jabłkami (szczególnie jedna),
których nie dajemy rady przejeść :)

I takie były nasze tegoroczne zbiory :)




ale nie myślcie sobie, że tylko dzieci miały frajdę z jabłkobrania ;)


Raaany...gdzie ten Tatuś wlazł??!! :)


A Mamusia też miała radochę, bo jabłka w bielonym wiklinowym koszu świetnie pasują do jesiennej dekoracji :)



No i można zrobić cudownie pachnące jabłkami i cynamonem ciacho :)



A kiedy jeszcze Mężol napali w kominku
 a ciepły aromat ciasta rozpłynie się po całym domu,
wieczorny relaks książkowo-filmowy
z dobrą herbatką, słodkim ciastem i męskim ramieniem 
udaje się wyśmienicie :)



niedziela, 11 września 2011

A u mnie już jesień :)

I nie chodzi tu bynajmniej o pogodę,
bo ta nas ostatnio rozpieszcza :)

U mnie jesień w sercu i w otoczeniu
 zaczyna się wraz z lokalnymi wrześniowymi targami rolniczymi,
na których standardowo co roku zaopatruję się 
we wrzosy, wrzośce, cebulki i inne jesienne cuda :)

W tym roku nie mogło być inaczej 
bo i specjalna na ten cel przeznaczona skarbonka 
czekała już na opróżnienie :)

Tak więc w piątkowe popołudnie wybrałyśmy się z Teściową na targi
 i szybciutko zapełniłyśmy bagażnik ogrodowymi cudami :)


I tym samym wejście do domu zrobiło się nastrojowo jesienne :)



Nad dekoracjami jeszcze pracuję, 
mam pomysły na jesienną ławkę przed domem,
na drzwiach i furtce zawisną jesienne wianki..

Ale w weekend nie dałam rady się tym zająć, 
bo po pierwsze nie kupiłam dyń! (nie było!)
A po drugie w sobotę z samego rana
wyjechałam z Teściową na integracyjną firmową imprezę
i wróciłyśmy dopiero dziś !
Ale nie żałuję !

Dawno nie przeżyłam tak fajnie intensywnego i pełnego emocji czasu :)
Był spływ kajakowy i paintball (ale czad! - siniak na szczęście tylko jeden :) )
i karaoke przy ognisku (gardło zdarte)
 i nocna ekstremalna przejażdżka 
starym wojskowym Uralem (ale było!) 

A dzisiejszy poranek spędziłam wylegując się na Mżerzyńskim piasku,
rozkoszując oczy morską tonią, 
na której tle odcinały się białe żaglówki,
mewy delikatnie falowały na powierzchni,
by po chwili z krzykiem wzbić się w błękitne i słoneczne niebo.
Fale z kojącym szumem leniwie rozpływały się na brzegu...
Spokój. Cisza. Przestrzeń.
RESET
Miałam wrażenie, że czas zwolnił a na chwilę nawet zatrzymał się w miejscu...
Cudowne uczucie!

Żałuję okropnie, że nie zabrałam ze sobą aparatu!!!!
Obawiałam się jednak o jego życie na kajaku :)

Po powrocie do domu zdążyłam jeszcze wsadzić zakupione w piątek roślinki.





Miałam dzielnego pomocnika :)



A na koniec jeszcze trochę jesiennego ogrodu




Kolejny słoneczny wrześniowy weekend za nami :)
Byle do następnego :)

niedziela, 4 września 2011

Ostatnia niedziela... lalala :)

Dzisiaj ta piosenka chodzi za mną od rana,
w kontekście przepięknej letniej pogody,
jaką uraczył nas tegoroczny wrzesień :)

Bo to, że jesień już tuż-tuż widać na każdym kroku,
ale mimo kwitnących wrzosów i zimowitów,
 opadających liści i rumianych jabłek, 
spędziliśmy dzisiaj prawdziwie letni,
wesoły i upalny dzień,
 rozgogoleni i na bosaka :)



Julia Moja to ostatnio szaleje nieziemsko :)
Wczoraj do późnego wieczora bawiła się na Dożynkach
(żałuję, że nie pojechałam z aparatem, 
bo podobno wywijała na scenie, że hej :) )
a dziś przyjechał do sąsiadów jej ulubiony weekendowy kolega
i razem spędzali niedzielne przedpołudnie :)



oczywiście Wikcia też szalała i za nic nie dawała się ubrać :)



Przedszkolne miłości Julci kwitną w najlepsze, 
więc często słyszę takie słowa jak dziś:

- Mamo...wiesz, że ja się w nim zabujałam?
( hahaha)


- No, Mamo - naprawdę !


- ja go kocham, Mamo! 
( :) )


A Mama boki zrywa, zachowując oczywiście kamienną twarz :)



Mama to się dzisiaj w ogóle napracowała, 
aż odciski na rączkach spuchły!
Bo otóż, wymyśliła sobie nową rabatę,
i nie skonsultowawszy tego z Mężem,
zaczęła ryć w bujnym trawniczku :)


Mąż był z tego powodu baaardzo niezadowolony,
bo trawniczek to jego ulubiony obiekt w ogrodzie
a do kwiatków miłością zbyt wielką nadal nie pała...
cóż...
Mama jednak musiała  dokończyć dzieło,
( z czego jest baardzo zadowolona :) )
nawet bez aprobaty Męża,
bo owa nasłoneczniona rabata była najlepszym miejscem
dla piwonii, liliowców i pnącej różyczki..noo...

Gdyby nie ja,
 nasz ogród z całą pewnością
 byłby trawnikiem otoczonym iglakami !
I nie byłoby takich widoków :)









Mąż też w końcu przestał kręcić nosem :)
Taki to już z Niego typ, musi czasem pokręcić - dla zasady !


Dziewczynki dzielnie mi pomagały :)


Ale w końcu wybrały mycie samochodu z Tatusiem :)


Bo w taki upalny dzień jak dzisiaj woda + dzieci = świetna zabawa :)







Niestety wszystko co dobre szybko się kończy,
ale akumulatory naładowane na full słoneczną energią :)
Powinny wystarczyć na cały tydzień codziennych obowiązków  :)

Jak to dobrze, że mieliśmy okazję tak się nasłonecznić !
W mojej głowie ostatnio za dużo myśli siedzi i za dużo niewiadomych...
ajjj...strasznie nie lubię takiego stanu rzeczy!
Źle mi, gdy nie czuję pewnego gruntu pod nogami
a ostatnio nie czuję właśnie...
Cały ten rok od początku samego jakiś pechowy...
Niech już dobiję do tej 30-tki :) 
i niech to pechowe pasmo się skończy!
Oby!

Miłego tygodnia zatem!