niedziela, 11 listopada 2012

Co tam słychać w listopadzie? ;)

O rany! Rzeczywiście dawno mnie tu nie było !

Dni skurczyły się niemiłosiernie,
 za to lista codziennych obowiązków nie chce się kurczyć wcale !

Nic to - jakoś dajemy radę ;)

Dziękuję wszystkim za odwiedziny, komentarze,
 wyróżnienia i zaproszenia do blogowych zabaw!
Niestety nie jestem w stanie z nich korzystać,
ledwo znajduję czas na zrobienie nowego wpisu..jak widać..

Jak radzimy sobie w ten chłodny, dżdżysty i szary listopadowy czas?
Staram się wprowadzać coraz więcej
 kolorowych warzyw i owoców do naszej codziennej diety.
Do tego zaczęłam rano biegać :) 
Zawsze uważałam, że biegania nie lubię,
 bolały mnie nogi, kolana, jakoś nie mogłam się przemóc ! 
A tu się okazuje, że dobre buty to podstawa sukcesu! 
Więc - polubiłam jogging ;)
 Biegam sobie rano przed pracą (mam akurat niecałą godzinkę zapasu ),
dwa, trzy razy w tygodniu biega ze mną Julcia - jej też trochę ruchu się przyda :)


Wieczorami czytamy książki, grzejemy się przy kominku.
Ja znowu odgrzebałam szydełko :)
Szydełkowe kwadraty, które były moim pierwszym w życiu włóczkowym tworem 
i jednak nie doczekały się występu na poszewce,
zostały wplątane w kolorowy komin dla Julcika :)




Ogród w zasadzie przygotowany do zimy, 
rośliny w pojemnikach powędrowały do piwnicy,
na rabacie przed domem położyłam świerkowe gałązki,
trawnik zgrabiony i nawieziony jesiennie,
mata na mrozy w pogotowiu.





Zrobiłam eksperyment
 i po pierwszych przymrozkach zrobiłam kokony wypełnione liścmi 
dla dwóch największych hortensji ogrodowych, które zawsze mi marzły.
Teraz znowu ocieplenie, ale już nie będę ich odwijać.
Trudno, zobaczę co z tego wyjdzie - i tak zawsze marzły, 
więc niech teraz siedzą opatulone przez całą zimę.
Dwie kolejne poczekają na okrycie do większych mrozów
 i zobaczymy, które lepiej na tym wyjdą ;)















W ogrodzie coraz mniej kolorów i coraz bardziej one przygaszone,
ale jest w miarę ciepło i można korzystać z uroków przyrody :)
Każdy korzysta według upodobań :)



A w domu ruszył z cebuli amarylis - ciekawe czy zakwitnie do Świąt!


Dzisiejszy 11 dzień listopada to dla nas przede wszystkim urodziny Taty.
Urodzinowy tort pomieścił tym razem dwie czekolady, pół słoika masła orzechowego, 
mascarpone, pół litra kremówki, opakowanie toffifee i 12 jaj - licząc z biszkoptem :)

Prawdziwa czekoladowo-orzechowa masakra ;)




Taka więc zasłodzona na maksa (jutro wybiegam!) 
życzę Wam udanego tygodnia, 
kolejnego, który zbliża nas do Świąt :)