To będzie najdziwniejszy post na blogu,
ale przez ostatnie pół roku tyle fajnych rzeczy się działo, że
- po pierwsze:
- nie miałam czasu wrzucać zdjęć na blog, ani też nie ma ich zbyt dużo...
- po drugie:
- szkoda, żeby tak fajnych momentów nie wpisać w te moje karty pamięci :)
Cofając się jeszcze do zdjęć z wakacji
(wszak ostatni post przed przerwą był właśnie z lipca),
jakie to niewiarygodne, z perspektywy mroźnego lutego,
że latem jest tak pięknie, tak zielono, jasno, słonecznie...
ach..chcę już wiosnę :)
Moje ulubione miejsce odpoczynku w ogrodzie -
drewniana sofa tarasowa, otoczona bujną zielenią ♥
W lipcu obie moje dziewczyny były w różnych miejscach na obozach,
przez co tak się za sobą stęskniły,
że gdy pojechaliśmy po Julę do Zamku Czocha,
siostrzana miłość aż biła po oczach :)
Zamek Czocha zrobił na nas duże wrażenie,
jest piękny i po prawdzie zasługuje na osobny wpis,
jednak z braku czasu na blogowanie
niech będzie choć kilka ulubionych kadrów..
Sierpień minął nie wiadomo jak i kiedy,
były wesołe spotkania towarzyskie,
zaliczyliśmy kajaki, Jula była na obozie tanecznym,
no i w końcu nadszedł czas
pomyśleć o powrocie do szkoły i zajęć..
Najpierw jednak trafiła nam się okazja-nie-do-odrzucenia
a mianowicie, ponowny wyjazd (a ściślej wylot)
tylko-we-dwoje (w sensie bez dzieci)
do naszej ukochanej Chorwacji :)
Spędziliśmy więc cudowny ostatni tydzień wakacji,
korzystając ile wlezie ze spokoju i możliwości,
tym samym zobaczyliśmy kolejne odsłony tego pięknego kraju,
nie skupiając się tylko i wyłącznie na plażowaniu ;)
Były więc górskie wędrówki przez gaje oliwne, figi prosto z drzew,
prawie puste plaże o zachodzie słońca,
Bośnia i Hercegowina, ponownie Dubrovnik...
ten wyjazd zdecydowanie zasługuje na osobny wpis ;)
Po powrocie trzeba się było szybko zaklimatyzować
w corocznym wrześniowym kieracie!
No i 8-me urodziny Wiki :)
A potem zaczęła się taneczna bonanza !
Jula trenuje taniec od dziecka,
w tym roku na tańce zaczęła chodzić Wiki
(po zajęciach pływania i gimnastyki sportowej
nadszedł czas na taniec ;) ),
ja też taniec mam we krwi ;)
więc niewiele myśląc zapisałam się
na zajecia "latino" do tej samej szkoły, co córki ;)
Harmonogram tych naszych wszystkich zajęć wygląda tak,
że po szkole i pracy jeździmy "na tańce"
7 razy w tygodniu,
nie wyłączając sobót i niedziel ;)
Do tego doszły prawdziwe taneczne turnieje Julki,
na które w tempie przyspieszonym
musiałyśmy zaprojektować i uszyć suknie,
no i wielkie emocje,
pierwsze turniejowe sukcesy i
ogólnie bardzo emocjonujący czas :)
Wrocław był jak na razie "najdalszym" wyjazdem turniejowym ;)
Tak nam intensywnie minął ten jesienny czas,
że ani się obejrzeliśmy i był listopad
a w nim 60-te urodziny mojego Tatki :)
Odważnie zaplanowaliśmy z tej okazji
wielkie rodzinne garden party :)
Także jakby się ktoś zastanawiał, da się nawet w listopadzie ;)
Pod koniec listopada tradycyjnie zdzieraliśmy parkiet na Andrzejkowym balu :)
(nie wiem czy mogę wklejać to zdjęcie, ale to cel prywatny i podpisane jest)
No a potem to już zaopatrzyłyśmy się z dziewczynami w ciepłe kapcie
i czekałyśmy na wiadomo co :)
Święta, święta, piękny czas,
cudowny, magiczny,
naprawdę szkoda, że to tylko kilka dni.
Choć przecież oczekiwania i przygotowania
są równie piękne a trwają o wieeeele dłużej :)
Sylwester minął nam w klimacie disco
i w oczekiwaniu na występ Sławomira,
który to występ się skończył,
zanim towarzystwo wróciło z fajerwerkowania ;)
No i tym akcentem zakończyliśmy 2017 rok :)
W 2018-tym mieliśmy okazję nacieszyć się zimą w Szpindlerowym Młynie.
Było tyle śniegu, że ludzie jeździli na nartach po ulicach
i tak mroźno, że metrowe sople zwisały z dachów :)
Nie zapomnę dziadka, wjeżdżającego na nartach na rondo ;)
Aaa i znowu byliśmy tylko we dwoje,
bo dziewczyny były na corocznym wyjeździe z babcią ;)
Tak czy siak zimy o tej porze roku ma standardowo dość!
Czekam na wiosenkę ;)
uff..nadrobiłam ;)